Goryle we mgle 31.01-26.02.2012 |
23.02.2012 Kigali, Rwanda O (R)wandzie, co Niemca nie chciała Krótka historia Rwandy. Dłudzy i krótcy w jednym kraju stali. Tutsi - wysocy, piękni, dostojni, wykształceni. Rasa panów. I Hutu - niscy, krępi, bardziej prymitywni. Rolnicy. Lila chce być Tutsi :-) Ale, nie dała Bozia wzrostu. Hutu w 1994 r. w 100 dni zaszlachtowali maczetami i pałkami ok. 1 mln Tutsi. I umiarkowanych Hutu też. Lila już na pewno nie chce być Hutu. Potem Hutu zaczęli masowo uciekać do Konga. Nowy rząd nakazał Hutu wracać. Powstały obozy uchodźców przy granicy (istnieją do dziś). Tutsi w odwecie, wraz z bojówkami Hutu i żołnierzami kongijskimi, zabili ok. 500 tys. Hutu. Lila nie chce być już Tutsi. Lepiej być Europejczykiem. Czy na pewno? Siły pokojowe były w Rwandzie od zawsze, głównie Belgowie, którzy odziedziczyli Rwandę po Niemcach. W czasie rzezi stali i patrzyli. Nie wolno im było użyć broni. Mieli tylko "ochraniać pokój". A nawet własnych tyłków nie ochronili. Potem przez całe lata Belgia nie mogła przyznać, ze było to ludobójstwo. A powinna! W końcu zabito aż ... 10 żolnierzy belgijskich. Zaszlachtowano ich. Rwanda dziś. Rozmiarów Wielkopolski, a jeden z najgęściej zaludnionych krajow świata. Jak najlepiej spędzić Walentynki w Afryce? Oczywiscie na masażu na drogach w Rwandzie. Kolejnych rekordów prędkości nie wymieniamy. W Rwandzie wlaściwie nie jedziemy, prawie stoimy. Za to ... w najpiękniejszych okolicznościach przyrody (i tego... niepowtarzalnych :-), jakie nam się dotąd w Afryce trafiły. Zielono, górzyście, wulkanicznie. Wykąpaliśmy się już w większości jezior i dziur powulkanicznych i mamy nadzieję, że bilharzia nas nie dopadnie. To taka mało sympatyczna choroba, gdzie robaki włażą pod skórę i składają jaja. Brrr. Pola herbaciane, ryżowe, kawowe - po horyzont. Najcudniejsza jest droga wzdłuż granicy z Kongiem nad jeziorem Kivu. Małpy wszelakie wyłażą z nieprzebranych lasów deszczowych. 250 km w 14 godzin w samochodzie pełnym zapachu eukaliptusów. Czyż to nie piękne?! Belgia słynie z ponad 300 browarów. W każdym mieście jest niejeden. Podobnie tu, w Rwandzie. W każdej wsi jest garaż-browar. Piwo robią tu właściwie ze wszystkiego, głównie bananów i sorgo. Sfermentowane, nie całkiem przerobione, dojrzewa w naszych brzuchach. Czasem eksploduje :-) Zatrzymujemy się w każdej wsi, no i jest zgromadzenie. Przyjechali Muzungu (biali). Ludzie są wspaniali! Jak zawsze! Piękni, uśmiechnięci, przyjaźni. Jesteśmy tak zmęczeni machaniem ręką i witaniem się z całymi tłumami, że trudno robić zdjęcia. Zwłaszcza, gdy dzieciaki wiszą na naszych rękach, a reszta dłoni dokładnie pokrywa nas od sznurówek po kapelusz. Afryka jest tu prawdziwie afrykańska :-) ! Kochani, czekajcie na następne wieści, bo zbliżamy się do Konga. Na koniec będą prawdziwe fajerwerki. Zamierzamy zakończyć wybuchem wulkanu. Dosłownie! |
|