Syberia: Ałtaj & Tuwa 29.07.-29.08.2011 |
|
19.08.2011 Chadaana, Republika Tuwa, Rosja Z szamańskiej Tuwy
Do Tuwy trafiliśmy na sam koniec Święta Republiki - 90-lecia objawienia bolszewickiego w Tuwie. Opiliśmy się słonej herbaty z mlekiem i zaliczyliśmy wszystkie tuwińskie "specialite". Ale, niestety, już niewiele i bez khoomei (pienia gardłowego). Szamanizm jakoś silnie odczuwamy. A w dodatku w muzeum fascynujące stroje szamańskie, instrumenty i tony złota z okolicznych kurhanów. Tuwa to dzikie krajobrazy. Na północy - góry Ergaki, tajga i rzeki. Na południu - poniżej stolicy Kyzył - buddyjskie stupy, święte góry i wszechobecny Dalaj Lama. Jurty, step i słone jeziora. W jednym próbowaliśmy się zanurzyć, ale wyrzucało nas na brzeg - zasolenie jak w M. Martwym. A noc w ośrodku, który działa chyba na licencji FWP :-) Dwie religie: 80% buddyści, 20% szamaniści. A jeszcze resztki tengerlizmu - ludzie kłaniają się niebu. Można wiec pokłonić się przed totemem, Budda, kamieniem, świętym drzewem, a nawet gwiazdą czerwoną :-) Na nocleg zaprosiła nas i Tuyan (Wschód Słońca) i Aysun (Księżycowa Woda). Piękne imiona, prawda?! Każde imię coś tutaj znaczy. Ale nie mogliśmy się zdecydować i pojechaliśmy na sam koniec świata tuwińskiego. Wystarczy przepłynąć jezioro Tere Koll i wybrać wolność w mongolskim stepie szerokim :-). To strefa przygraniczna. Trzeba mięć pozwolenia, bo wyłapują i w tiurmu biorą. Motocykl skryliśmy w jurcie, a sami schowaliśmy się w bani. Ale dla tego jedynego zachodu słońca warto było tyłki tłuc i zaryzykować. Skoro świt wialiśmy, aą się kurzyło. 20 km piachu po pachy. Na jednym zakręcie tak się zakopaliśmy, że spod piachu tylko nam kaski wystawały :-) Tuwa wschodnia to Jenisej u stóp, Sajany zanurzone w łące, jurty i konie, konie, konie... To również centrum duchowe Tuwy. Przyjechaliśmy tu do słynnego klasztoru Ustuu Khuure. Mnisi nakarmili nas herbatą z mąka. Tym sposobem zakleili nam usta, więc mało mówiliśmy, dużo słuchaliśmy. Jeszcze tylko petroglify. Ponoć piękne. Ale na drodze naszej edukacji (i Waszej) stanęła prosta jurta. Tuwińcy zaprosili. Cudni ludzie!!! Tak się kumysem opiliśmy, że żadne, najsłynniejsze nawet petroglify już nas nie interesowały :-) Kochamy Tuwę za wszystko!!! Wieczorem, już w Chakasji pojawił się na naszej drodze Dima – z „banią” w białym szkle. I ledwo do ruskiej bani się dowlekliśmy. Światło w domiku gasimy, Roman (sąsiad z drugiego domiku) wali w okno i na koniak z sałem i pomidorami zaprasza. Cudni ludzie!!! |
|