Kaukaz 15.08.-13.09.2009 |
17.08.2009 Gdzieś w Rumunii
Globalna dyskotekę Madonny przeżyliśmy - raptem 1 km od sceny. Czy wiecie, ze Ona jest taaaaka malutka :-) Ciekawe, gdzie kupuje pończoszki? W mundurku, jak ze szkoły podstawowej i skakanką w ręku - kompletnie bez perwersji. Żeby choć jakiś mały skandalik... a tu nic! Trochę nienasyceni wróciliśmy do Zosi, gdzie w celach ćwiczebnych przed Gruzją wypiliśmy trochę czerwonego wina. No, nawet nieco więcej niż trochę. Jurek w przypływie fantazji wyciął z podkładki pod mysz komputerową, dla Lili oparcie na plecy. Nakleił na kufer przy motorze i ruszyliśmy!!! Ambitnie planowaliśmy niedzielny nocleg w Tokaju na Węgrzech. Przez Słowację gnaliśmy więc prędko, a wieczorem ... tokaj piliśmy jeszcze na Słowacji. Następnego dnia znów tokaj i Tokaj (miasto i wino) padły naszym łupem. Nawet trochę w nadmiarze. Ale cóż robić, kiedy okoliczności przyrody są tak sprzyjające ?! :-) I tak wjechaliśmy do pięknego kraju Wielkiej Łąki i Pastwiska - Rumunii. Kozy, krowy, owce pasą się na zboczach pagórków. Wzdłuż szosy chodzą pastuszkowie z widłami - w celach pokojowych oczywiście. A my jedziemy i zaprzyjaźniamy się z miejscowymi. Ach! Poskubałoby się koniczynkę na łące. A tu droga daleka przed nami. Pod wieczór babulinki prowadzą swoje krasule (nieoświetlone jedne i drugie) z pól do domów, przez szosę naturalnie. Samochody grzecznie się zatrzymują, a że krówki pojawiają się niespodziewanie, więc kilka razy palimy gumę. Godzina 19-ta, temp. +30°C |