Kaukaz 15.08.-13.09.2009 |
22.08.2009 nad jeziorem Van, Turcja Od dziś Ramadan. Dla nas to czarny dzień. Dobry muzułmanin pości od świtu do zmierzchu. Ale dlaczego my ... Restauracje zamknięte. Policja postanawia też pozbawić nas kolejnego obiadu (żeby jednego), ale 50 km/h naprawdę nie da się jechać. A tolerancję mają 10%. Nie możemy się jakoś dogadać, choć Lila robi co może. Prezentuje cały swój kobiecy repertuar od śmiechu, przewracania oczami, po płacz i próbę wzięcia tureckiej policji na litość. Nic to nie daje. Płacimy 50 euro i miny mamy.. no, sami wiecie jakie :-( Żeby odrobić straty decydujemy się nie pić w muzułmańskiej Turcji piwa, co przychodzi nam łatwo. Cha, cha. (Kochani, to nie turecka riwiera). Zjeżdżamy do Kurdystanu. Na drodze jesteśmy sami, nie licząc sporej ilości policji i wojska schowanych za workami z piachem. No i Kurdów z PKK, ukrytych gdzieś w górach. Jesteśmy na ich terenie. Dla jednych to terroryści, dla innych wyzwoliciele. Przejeżdżamy przez wschodnią Anatolię - jest tak cudnie, ze buzie mamy szeroko otwarte. Jedynie szyby w kaskach chronią nas przed niechcianymi przekąskami z much. Drogi tureckie - my (Kowalscy) na pewno nie doczekamy w PL takiej ilości pierwszorzędnych dróg. Choć medycyna pracuje nad tabletką długowieczności. Dojeżdżamy do jeziora Van! Nasze marzenie od lat. Oglądamy je z góry wygasłego wulkanu. Droga na szczyt tak ciężka, ze ostatnie metry pokonujemy na piechotę, po łydki w wulkanicznym pyle. Zjeżdżając, na szosie meandrujemy pomiędzy ... żółwiami. Nie tak wielkie jak z Galapagos, ale całkiem spore. Oczywiście stajemy i "przybijamy z nimi żółwika". Zachowujemy się jak działacze Greenpeace - wynosimy je na pobocze. A te uparciuchy wracają. Widoki SPEKTAKULARNE. Wkoło jeziora Van setki seldżuckich cmentarzysk, warownych zamków na skałach, ormiańskich monastyrów. A ten kolor wody... Kończymy, idziemy spać, bo codziennie wstajemy o 7-ej (jak to na wakacjach) |