Indie północno-zachodnie 09.08.-09.09.2012 |
|
04.08.2012 nadal Poznań O smaczkach i smrodkach
A ostrzegaliśmy, że nie będzie mało i krótko, więc żeby Was nie rozczarować (hi hi), jeszcze nie wyjechaliśmy, a już piszemy:) Warto być w Indiach na początku swojej drogi. Gdy człek nieukształtowany, niewymagający, nic nie wiedzący, piękny i młody :-). Indie to nie jest takie zwykle miejsce do zwiedzania, oglądania, zaliczenia. To raczej totalna przygoda. Wszystko, co sobie wymarzy człowiek, można tu mieć. No, przy pewnej dozie fantasy:-) Indie w podróżowaniu, jak zapamiętaliśmy, są dla fanów hardcoru - makabrycznie wąskie, twarde, drewniane ławki w autobusach. Kilka rzędów Hindusów siedzących na kolanach Jurka w pociągu. No, cóż miejsc nie było, a każdy chce jechać. A 15 godzin na stojąco nie jest łatwe :-) Lila w tym czasie w specjalnym przedziale dla kobiet i dzieci! Czyli hałastra niemowlaków nieskrępowanie omijających pieluchy:-) Indyjskie legendarne toalety - na granicy nepalskiej Lilę nieźle ochrzanili, że zaśmieca środowisko używając papieru toaletowego, zamiast użyć po prostu lewej ręki. To takie oczywiste, prawda?! Próba wtrącenia nas do więzienia albo wytrącenia paru setek $ z portfela za zrobienie, niby nielegalnie paru zdjęć płonących stosów żałobnych w Varanasi -świętym i świetnym mieście Hindusów... Święte krowy na torach kolejowych, dzięki którym nasza podróż nieustannie się przedłużała, bo krasule były niezbyt ruchliwe. 54 godziny w pociągu bez dostępu wody... nocna jazda na dachu autobusu wśród worków bawełny przez Himalaje ... Łódką po Gangesie wśród nabrzmiałych trupów krów, czaszek i piszczeli psów i małp, dokładnie objadanych przez sępy... Święci sadhu myjący zęby w tym samym Gangesie... a wkoło piękne, piękne kobiety! Niesłychanie zadbane i kolorowe... i setki, setki historii, które nam się zdarzyły. Tak było!!!! A tymczasem napakowani tabletkami do odkażania wody (na szczęście nad Gangesem nie będziemy), z mocnym postanowieniem przejścia na wegetarianizm, bo mięsa w restauracjach, zanim się zjawialiśmy, zawsze były już porządnie obgryzane przez muchy i woleliśmy im nie przeszkadzać. Więc w ślady grubaska Buddy nasze ciałka raczej nie pójdą. Chyba, że nas ostatecznie oświeci, bo Budda to też Ostateczne Oświecenie. Ale w Ladakhu podobno często nie ma prądu, więc chyba wiary też nie zmienimy :) Ruszamy na podbój północy. Szkoda, że jednak nie będzie tych dzikich plaż...ale do tej księżycowej krainy, na wyżynę Tybetu można się dostać tylko między lipcem a wrześniem. Gdy nie ma już śniegów, a jeszcze monsunów i... śniegów. Dotrzemy, jak nas głowy nie rozbolą i choroba wysokogórska nie dopadnie. Bo tam przełęcze i drogi położone najwyżej na świecie. Żeby osiągnąć Ladakh trzeba przekroczyć 5400 m n.p.m. A potem już stale noclegi powyżej 3000, więc trochę się obawiamy. No, każdy organizm inaczej na to reaguje. Aha! Dla sceptyków, którym Indie tylko z jednym się kojarzą – brudem i nędzą. Coś nam się wydaje, że to zaraz po Chinach, druga gospodarka Azji, a i w świecie się liczy i rozwija chyba nieco szybciej niż nasza. Nie wspominając, że polski przemysł metalowy jest w ich rękach, bo się na tym nieźle znają. I niemal cały handel kupiecki w Afryce tez jest ich. Aaaaa i mają system internetowej rezerwacji biletów na pociągi, które jeżdżą dokładnie o tych samych godzinach, co lata świetlne temu, gdy byliśmy tam po raz pierwszy. Tylko, że teraz można zarezerwować w necie, już w Polsce, a Hindusi przysyłają podziękowania, że zechcieliśmy skorzystać z ich pociągów :)) Jakby trochę lepiej to działało niż u nas ( ale tylko trochę :)))) Więc tak od razu Indii byśmy nie skreślali, no nie? :)) Uff, to KONIEC! Następne wieści będą już na pewno z Indii prawdziwych. :-) Maharadża Kowalski z Małżonką PS Piszcie do nas często, bo jak sami widzicie już zaczynamy tracić kontakt z rzeczywistością :-) |
|