Indie północno-zachodnie 09.08.-09.09.2012 |
12.08.2012 Dharamsala Kurczak opuszcza Jerzego
Już trzeciego dnia Jurek przechodzi szybki kurs aklimatyzacji. Postanowił nieco stracić na wadze. No, trudno powiedzieć, czy to on postanowił. Samo przyszło. A właściwie samo wyszło:-) . Kurczak opuścił Jurka "in a hurry". Z katalogu chorób, trapiących Białasów w Indiach, wylosowaliśmy jedną. W budce/garażu, czyli aptece (kto im wydał koncesję?:-) od razu dostaliśmy lekarstwo na to, co Jurka męczy. To są właśnie Indie. Nigdzie się nie spieszymy (z wyjątkiem WC). Tu się nie zwiedza, tu się żyje i ... umiera (dodaje Jurek:-). W Amritsar odwiedziliśmy przepiękną, Złotą Świątynię dumnych rycerzy sikhijskich. Sikhowie to mała populacja. Niecałe 2% w Indiach. Czyli jakieś 24 miliony wyznawców. Świątynie - jaka szkoda, ze niewiele z tego rozumiemy. Dla nas to tylko mieszanina świecidełek, kwiatów i kadzideł. A to wszystko ma przecież ma swoje znaczenie. Cóż, poruszamy się tu jak "barbarzyńca w ogrodzie" :-) Zrobiliśmy pierwszy krok w kierunku Tybetu. Jesteśmy w Dharamsala, gdzie mieszka Jego Świątobliwość Dalai Lama XIV i działa tybetański rząd na uchodźctwie. Akurat dzisiaj przyjechał, ale niestety nie udziela audiencji. Dalai Lama opuścił Tybet w 1959 roku, gdy już na dobre trwała okupacja chińska. Uciekł i otrzymał schronienie w Indiach. Uznał, że tylko z zewnątrz może coś zrobić dla Tybetu. A wiadomo, ze ówczesny "dzielny" wódz Chin - Mao, religię kochał, jak ma(ł)o kto. Okolica pełna jest Tybetańczykow i ...natchnionych Białych. Czy Indie się zmieniły. Jak widać po ilości naszych listów - tak. Tu wszędzie jest wi-fi . |