Izrael i Palestyna 05.11-16.11.2013 |
|
13.11.2013. ŚRODA
Znów plaże. Będą problemy :-) Nad Morzem Martwym, czyli Słonym. To najgłębsza depresja na świecie. Minus 425 m! Zamieszkujemy w kibucu, czyli takiej ichniej komunie. Jeszcze do lat 80-tych a może i później – wszystko tu było wspólne – domy, telewizory, samochody. Jak ktoś chciał jechać, to musiał pytać wspólnotę, czy może. Świetlica, gdzie wszyscy razem jedli posiłki. Codziennie inna rodzina dyżurowała na zmywaku. Pieniędzy nie mieli, tylko małe kieszonkowe. Reszta szła na komunę. Ziemię za to mieli za darmo, bo większość wykupili od Arabów bogaci Żydzi z USA i podarowali kibucom. Tylko jeden warunek - muszą uprawiać ziemię. No i uprawiali. Aż tak dobrze uprawiali, że teraz są podobno niesamowicie majętni. I już nawet wspólnych samochodów nie chcą. Oczywiście każdy kibuc ma swój płot kolczasty, barierkę i strażnika. Nas wpuszczają, bo w końcu z nas tez żyją. Wszyscy są przemili, jak w całym Izraelu. Krótki opis spa nad Morzem Słonym: z Mamusią znów problemy. Z radości, że nie utonie, choć pływać potrafi, ale w solniczce jeszcze nie pływała, tak się opiła solą, że pogubiła gumowe buciki i rozwaliła sobie paluch o słone, ostre podłoże. Krwawi. Dobrze, że rekiny i piranie tu nie żyją, bo już by się zjawiły. Klajstrujemy nogę błotem. Leczniczym ponoć. Na brzegu wszędzie walają się stosy błota. Nikt go nie produkuje. Ono tu jest! Wyglądamy, jak prawdziwe muły bagienne. Tatuś podszedł do sprawy bardziej filozoficznie – wykąpał się w basenie z siarką, natarł błotem, poodpychał się brzuchem po soli. Potem zasiadł na krzesełku na brzegu morza, nogi w sól, gazetka “Jidisz Times” w ręku. Niewiele skumał, bo za późno się zorientował, że czyta się z prawej do lewej strony. Na końcu jeszcze za to wszystko musieliśmy słono zapłacić. Wieczorem, nad głowami malowniczo śmigają F-16, bo to morze graniczne z Jordanią. A my, jak zwykle, zasiadamy na naszym balkoniku. Tym razem kupujemy... pomidory. Sól już mamy. Cali jesteśmy z soli :-) |