Izrael i Palestyna 05.11-16.11.2013 |
|
08.11.2013 PIĄTEK Nic nie funkcjonuje normalnie. Światło świeci na wszystkich korytarzach już od wczesnego rana, choć jest przecież jasno. Nie wolno wyłączać. Bo to nie koszerne. W kuchni wielki samowar z gorącą wodą przez cały dzień, żeby nie używać przycisków w elektrycznym czajniku. Recepcja też przez całą dobę będzie nieczynna. Uciekamy stąd, oczywiście pieszo, bo tramwaj nie jedzie i całe miasto stoi. Na dworzec – naturalnie - arabski. Mamy już, co prawda własne auto, ale na izraelskich (żółtych) blachach, bez prawa wjazdu na terytorium Palestyny. Chcemy zobaczyć, jak się żyje w Palestynie. A konkretnie na Zachodnim Brzegu. Jak kraj może nazywać się Zachodni Brzeg?! West Bank - a może to Bank Zachodni WBK? :-). Zobaczyć choć trochę - do Betlejem, Hebronu. Jest jeszcze drugi obszar - Strefa Gazy - ale tam to nawet pieszo nas nie wpuszczą. W Betlejem – w Bazylice, miejscu narodzin Jezusa, znów kolejki. Mamusię upozowaliśmy na Marię z czasów wczesnego średniowiecza – szczelnie opatuliliśmy wielgachną chustą i jakoś wepchnęliśmy “służbowo, na pokład”. Udawaliśmy Ormian. Kościół ormiański opiekuje się większością miejsc świętych. Stąd Ormianie mają tu pierwszeństwo. Wzięliśmy arabskiego taksówkarza i pojechaliśmy w Palestynę. Żeby wjechać do Betlejem, trzeba przejść lub przejechać przejście graniczne, bo to już Palestyna. Nas jako nie Arabów nie kontrolują. Resztę tak. Hebron – to już nie miasto. To jakiś koszmarny symbol, jak ludzie nie mogą żyć z sobą. W dole Palestyńczycy, na górze osadnicy izraelscy. Wyludnione stare miasto arabskie, pozamykane sklepy na bazarze. Za betonowym murem nowoczesne osiedla żydowskie. Kilka razy przechodzimy przez punkty kontrolne między dzielnicami. Już nawet nie możemy się zorientować, gdzie jesteśmy. W Izraelu czy Palestynie. Znów kontrola, mur, kontrola, mur. Mamusia robi sobie zdjęcia z żołnierzykami izraelskimi. Chłopaki mają po 19 lat. Częstują nas ciastkami, które właśnie ktoś im przyniósł z koszar. Całkiem przystojne dzieciaki. Cholera, mogliby teraz szaleć gdzieś na dyskotece i podrywać dziewczyny. Mur – The Wall. Jest wszędzie. Paskudny! I nie jest to wcale Pink Floyd, choć wygląda dokładnie tak, jak z tego słynnego filmu. Lila wszystko, co Pink Floyd kocha. Ale tu... Tu można się załamać, popłakać, porzygać, wkurzyć. W zależności od mocy nerwów – wybierz samemu. Mur ma 470 km i stale go buduje. Docelowo do 790 km. Izraelczycy nazywają go Płotem Bezpieczeństwa. Palestyńczycy zgoła inaczej. Aparthaid Wall. Jest z betonu, wysoki na kilka metrów, że nieba nie widać. I na tym poprzestaniemy. Bo nie chcemy Wam psuć dnia. A i dyskusja mogłaby stać się za bardzo polityczna. Nie wyobrażamy sobie jednak, żeby ktokolwiek z naszego świata mógł to zrozumieć i zaakceptować. Mur, podobnie, jak ten w Berlinie, stał się gotowym płótnem malarskim. Jednym z artystów, który się tu pojawia, jest słynny brytyjski graficiarz Banksy. Objeżdżamy mur w poszukiwaniu właśnie jego prac. Znajdujemy. Setka zdjęć. Na You Tube jest świetny film Banksy'ego: "Wyjście przez sklep z pamiątkami". Nie o Palestynie, ale o sztuce. Zobaczcie. Warto! Dobrze, że zjedliśmy w Betlejem kolacje, bo po powrocie do Jerozolimy rzeczywiście wszystko pozamykane. Jedynie samowar z gorącą wodą się grzeje. Dziś w nocy nie ma grajków. Oj, jaki piękny jest szabas!!!!!! Ale wieczorem, poznany w hotelu Rosjanin – Władimir, zaprasza nas na szabasową kolację do rabina. Do religijnej dzielnicy Mea Shearim (Uri ostrzega Lilę, żeby bikini, mini, wzorzystych, kolorowych koszulek raczej nie zakładała). Emigranci żydowscy z Europy Wschodniej tu się osiedlali. I tak wymodelowali sobie tę dzielnicę, żeby jak najbardziej przypominała im odległy dom. Mea Shearim to przedwojenna Łódź, Kraków, Warszawa. Sztetl lat 20-tych. Zwyczaje i stroje zachowali z XVIII w. Może z wyjątkiem telefonów komórkowych, które są po prostu przyklejone do ucha każdego ortodoksa (oczywiście z wyłączeniem szabasu). Goście stale się gdzieś spieszą. Nie pracują, tzn. ciężko pracują, tzn. modlitwa jest ich pracą. Za wszystkich. Za nas też? Rozważają i interpretują nieustannie Torę (taką naszej Biblię). I to oficjalnie! A rząd im za to płaci. Teraz już wszystko jasne. Stąd te telefony. Pewnie stale musza się z kimś kontaktować. W sprawach wagi duchowej. Ciekawe, czy znają numer do Boga? Tzn. Jahwe. Rabin już nie jest taki ultras, bo przyjechał z USA i jest bardziej liberalny. Za to jego wyznawcy, cały tłum młodzieżowców: “Chcecie się przechrzcić? Nie??? To, co tu robicie?" Byliśmy chrześcijańskimi rodzynkami wśród tłumku Żydów i to w szabas. Ale na szczęście byli nami jednak dość życzliwie zainteresowani. A my ich pejsami. W końcu porzucili nas, bo podano kolację i każdy zaczął wygłaszać mowę. A my ... ulotniliśmy się, jeszcze przed obrzezaniem. Wracaliśmy. A ulice zapełniły się Żydami w tradycyjnych, odświętnych strojach. (na co dzień też tak chodzą, ale mniej odświętnie). Mężczyźni w czapach z sobola lub lisa, rajstopkach, długich chałatach. Podobno tak wygląda nadal Brooklyn. Ktoś wie? Moda chasydzka ukształtowała się w Rzeczypospolitej. Jest nawet styl wrocławski, z XVIII w. Kobitki – mężatki golą głowy i noszą peruki. Wszystkie na jedna modłę, gładkie, brązowe. Lata 20-te. Co elegantsze – toczki lub berety. Reszta stroju to czerń, biel i szarości. Nie chodzi, broń boże (raczej Jahwe), by dobrze wyglądać. O to już dbają tutejsze krawcowe i gromadki dzieciątek – w wózeczku, 2 sztuki na rękach, 1-a z tyłu i kolejne w brzuszku. Nie wyginą. Więc bądźcie spokojni. Bedzie kto miał się za nas modlić. (choć tak do końca nie wiemy, czy za Nieżydów też się modlą). Zdjęć nie można robić. Bo szabas. Idziemy więc popłakać pod Ścianę Płaczu. A to wielki blef. Nikt tu nie płacze. Między cegły jedni wkładają karteczki, drudzy – jak brak miejsca, to je wydłubują i wkładają swoje. Inni do ściany gadają. Tuż przed wyjazdem natknęliśmy się na artykuł o parkingach w Jerozolimie. Nie ortodoksi próbowali zbudować parking samochodowy, który byłby czynny w piątek i sobotę. Skończyło się to awanturą karczemną. Charendi – czyli ortodoksi – ultrasy, rwali płyty chodnikowe. Kamienie poszły w ruch. W szabas nie można dotykać pieniędzy i naciskać guziczków w windach. A co jak parking byłby 3 piętra pod ziemią?! Nas parkingi żywotnie interesowały, bo musieliśmy już w czwartek wypożyczyć samochód. Choć cały piątek stał. Ale to szabas i wypożyczalnie nie działają. |
|